wtorek, 1 września 2009

Pierwszy dzwonek

Już jestem prawie spóźniona, zerkam na zegarek. Spokojnie, zdążysz. Przede mną sznurek aut. Skąd tu się wzięły, o tej porze??? Spokojnie, zaraz się rozluźni, spokojnie, zaraz będzie po tym koreczku. Przekonuję samą siebie i prawie mi się udaje. Tuż przed ostatnim skrętem w lewo, na dwa metry przed bramą szkoły, Pan Władza macha lizakiem i posapuje. Nie wiem skąd wiem , że posapuje, ale na pewno musi być mu gorąco na tym rozgrzanym asfalcie, w tym jego mundurku i czapce. Zerkam na swoje nagie ramiona i stopy. Południe. Przez otwarte okna wpada leciutki wiatr. Jest ciepło. Pan Władza uparcie macha lizakiem i nakazuje autom przede mną jechać w prawo. Do diaska! To przecież niemożliwe! Ja muszę w lewo! Bramę wjazdową zastawił jakiś samochód. Gdyby nie to autko, gotowa byłam postąpić wbrew lizakowi Pana Władzy! Za chwilę się spóźnię. Zatrzymuję się na środku jezdni i szybko myślę. Nigdzie nie można zjechać, ani objechać - nie ma takiej możliwości. Szybszy jest Pan Władza.
-Proszę jechać w prawo. Którędy panią puszczę?!Chyba niebem!
Niechby i niebem. Rzuciłam wściekłe spojrzenie i pojechałam w prawo. Może powinnam była się rozbeczeć i Pan Władza, by się zlitował i puściłby mnie tym niebiańskim traktem, uprzednio nakazując otwarcie bram? Może. Objechałam obwodnicę, by auto zostawić około kilometra od szkoły. Nigdzie bliżej nie znalazłam miejsca. Wpadłam z dzwonkiem. Pierwszym.
Po dwóch godzinach wyszłam za bramę. Pasek od klapka o około czterocentymetrowym obcasie oderwał się. Oswobodzona stopa zerwała się z uwięzi i radośnie przylgnęła do chodnika. Był ciepły. Lato. Do auta szłam kuśtykając. W jednej ręce trzymałam nieszczęsny klapek.
Teraz zastanawiam się, dlaczego nie zdjęłam tego drugiego? Może to ta świadomość, że nie szłam całkiem bosa?

24 komentarze:

  1. Którędy panią puszczę?!Chyba niebem!
    - to mi się podoba:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ech, skąd ja to znam :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Chodzenie na boso czy dowcipnego Pana Władzę?:D

    OdpowiedzUsuń
  4. dobrze rozpoczęty rok...prawie do nieba i prawie boso...
    uśmiechów życzę w tej bosoniebiańskiej codzienności :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję Bazylio i wzajemnie, w tej codzienności uśmiechy na pewno się przydadzą:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. I tak mi było, gdy już wsiadłam do autka.Chyba pierwszy raz kierowałam samochodem bosą stopą:)))A potem już w butach wstawiająca auto do garażu śmiałam się w głos wyobrażając sobie minę kogoś kto widział mnie w tym jednym bucie:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Niewątpliwie osłupiałby z zachwycenia.Czy tylko on jeden?

    OdpowiedzUsuń
  8. Raczej umarłby ze śmiechu, Airborne:)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Śmiechu radosnego zadowolenia. Widoczek ho ho?

    OdpowiedzUsuń
  10. Wyobraź sobie kobitę w garsonce i w jednym bucie:))))

    OdpowiedzUsuń
  11. Wyobrażam sobie tą stópkę.

    OdpowiedzUsuń
  12. Gdy doszłam do domu wyglądała jakbym chodziła po węgle:))
    Huhuuuuuuu;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ależ skąd, była o wiele ciemniejsza!

    OdpowiedzUsuń
  14. Dobrej nocy:)Jutro trzeba zobaczyć mgły te nad polem:)

    OdpowiedzUsuń
  15. a na boso było by .....poręczniej
    pozdrawiam serdecznie
    szkoda że nie było mnie tam z aparatem:):):)

    OdpowiedzUsuń
  16. :D ano poręczniej.Rafale i chwała, że Cię tam nie było:)))))))

    OdpowiedzUsuń

Jesteś.To wystarczy.

Nieobecność

zacieram dłonie  pachnie wetiwerem i znakami zapytania skruszone kopie starzeją się  oparte o dziką jabłoń z milczenia nie przychodzisz  krz...