ponad to
co już się zdawało
wyżej nie uniosę nieba
mogę tylko lekkim piórem
spłynąć w dół
nim zaskoczy nas bliskość
marzenia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oczekiwanie
dziś nad ranem zastukał sierpień gdzieś nad miastem w krzyku syren dzieje się historia oczekiwanie nie smakuje najlepiej ma duże oczy i c...
-
dziś nad ranem zastukał sierpień gdzieś nad miastem w krzyku syren dzieje się historia oczekiwanie nie smakuje najlepiej ma duże oczy i c...
-
Tydzień przyspiesza w okolicach środy. Im więcej mam lat, tym większą ma wartość przyspieszenie. Nie umiem skondensować czasu, a ten śmieje...
-
Znikam. Tylko czasem mi żal słów niezapisanych, uśmiechów niepochwyconych. A już za chwilę wielkanocne alleluja. Tymczasem okna straszą. A ...
Nim zaskoczy nas bliskość spełnienia - tak mi się to skojarzyło :)
OdpowiedzUsuń,,lekkim piórem spłynąć w dół" - pięknie!
OdpowiedzUsuńI lekkim piórkiem
OdpowiedzUsuńjak miękkim włoskiem
rozgarnia i pieści marzenia
nie do uwierzenia.
Przerwana jedwabista nić.
Nów
OdpowiedzUsuńCo nów?
OdpowiedzUsuńNów!
OdpowiedzUsuńNów!
Znów nów?
OdpowiedzUsuńPółeczka? Towary na wysokości oczu i te poniżej?
OdpowiedzUsuńGdyby się zastanowić, to może marzenia.
OdpowiedzUsuńPlanowa gospodarka marzeniami?
Tęsknoty, marzenia, westchnienia, zadumy :)
Trochę racji w tych słowach anonimowych jest.
OdpowiedzUsuńJeszcze lekkie pióro... Wypróbowany sposób? on przydałby rzeczywiście lekkości.
Bardziej pod publikę czy bardziej dla siebie tworzyć?
OdpowiedzUsuńPłodozmian z marzeń. Słodko winne strofy pachnące nieporadnie.
OdpowiedzUsuńJeśli pisać to tylko łabędzim piórem.
Strach tylko, by pisanie nie okazało się łabędzim śpiewem...
Psze... to Ty?
OdpowiedzUsuńKurcze blade! Tylko dla siebie! Publika to doceni. Ale nie na pokaz niby dla siebie, jak Świetlicki. Bo wikłanie się w nierzetelnościach wrtystycznych zawsze wychodzi na wierzch.
OdpowiedzUsuńA gdy trochę pod publikę, a trochę ponad nią? Czy wyczują małą manipulację?
OdpowiedzUsuńMasz czytelników za idiotów?!
OdpowiedzUsuńJa nie mam nic.Ledwie czyste ręce i puste zamiary.
OdpowiedzUsuńTeee, poeta!
OdpowiedzUsuńPłodozmian marzeń - ładne, prowokujące, nawet obrazoburcze poniekąd.
OdpowiedzUsuńŚwietlicki: rzeczywiście nic z jego niepokory, buntu przeciw salonom nie zostało - nie był autentyczny. Produkował frazy zgrabne pod publiczkę pensjonarek krakowskich, które mdlały bądź sikały z wrażenia na jego widok, gdy pijany wytaczał sie z kanjpy.
Poeta lubi wytaczać się w ochach i achach. Jak ten Świetlicki, poniekąd.
OdpowiedzUsuńNiektórzy, ci bardziej w kursie, wyczują manipulację. Nie w pierwszym wierszu, ale jednak. Winno-kaśna osiągnęła pewien poziom, więc każde jego obniżenie to albo efekt popadniecia w samouwielbienie albo cheć przypodobania się również czytelnikom mało wybrednym.
OdpowiedzUsuńDziś, widzę, na poważnie.
OdpowiedzUsuńCzytelnicy kochają strofy rodem z dworu Rodziewiczówny.
OdpowiedzUsuńchrzanisz, Marcinie Jak poeta sprawny to nie wyczujesz
OdpowiedzUsuńZawsze się zastanawiałam, czy warczeć na peany, które głaszczą, aby głaskać? Takie wygłaskane futerko wygląda niezbyt zachęcająco.
OdpowiedzUsuńDlaczego chrzanie? Założę się, że można wyczuć.
OdpowiedzUsuńZależy, jacy czytelnicy. Są czytelnicy Rodziewiczówny i są Gombrowicza. Skądinąd wysoko cenię WG powieść dla kucharek; szkoda, że pisanie jej zarzucił.
Ja lubię strofy ciekawe, niekoniecznie Miłosza czy Herberta. Gałczyński - to był arcytalent!
Przyznaj się, że lubisz, gdy cię głaszczą!
OdpowiedzUsuńNie rób z siebie takiej wydelikaconej paniusi, która rozdaje uśmiechy na lewo i prawo!
Marcin, a ty kim jesteś, by ferować wyroki?
OdpowiedzUsuńOho, wracają zadziorni.
OdpowiedzUsuńCiocia Mela zagłaskała kota na śmierć (Wańkowicz). Nie ma co warczeć, ale nie ma co na gładkie słowa czczego zachwytu reagować choćby z kurtuazji, w dodatku też gałdkimi słowami, bo taki salon to strata czasu, no i grozi obniżeniem lotu, demoralizacją autora. Rzadko który jest odporny na głąsaknie. Ja nie:) Niestety nie!!!:))))
OdpowiedzUsuńPowieść dla kucharek? A nie słyszałam. Lindy ostatnio słucham. Wiesz, ten timbre głosu.
OdpowiedzUsuńNie feruję wyroków, tylko prezentuję własne zdanie. Mogę nie prezentować, jeśli tym mam kogoś drażnić:)
OdpowiedzUsuńMarcin, obniżasz loty, gdy cię głaszczą? Też poeta?Ja się zastrzelę! Czy każdy tu to poeta?
OdpowiedzUsuńUuuu i wrażliwy w dodatku.
OdpowiedzUsuńMarcinie, proszę zostań.
OdpowiedzUsuńAnonimie przywołuję Cię do porządku!
Wiesz co, mała? Ty tu to se możesz wierszolek napisać, a nie mnie przywoływać. Kiedy myłaś okna i co zrobiłaś staremu dziś na kolację?
OdpowiedzUsuń"Opętani". Świetnie się czyta. W stylu WG, ale ze wstawkami a la Dołęga-Mostowicz.
OdpowiedzUsuńStaremu?
OdpowiedzUsuńKto napisał "Opętanych"?
OdpowiedzUsuńWiesz, co Anonimie? Mam pewien zwyczaj - nie odpowiadam na tego typu zaczepki, więc możesz się nie wysilać.
OdpowiedzUsuńNie poeta. Ogrodnik. Ale koszę trawnik z sercem. No i bywam za to głaskany.
OdpowiedzUsuńEch, jak mam być przyczyną jakichś niesnasek, to sobie pójdę. Wszystkim jak najmilszego wieczora życzę. Wojtek
Kasiu, nie przejmuj się idiotą. Uwielbiam Cię czytać:)
OdpowiedzUsuńNareszcie. Pa Wojtek!
OdpowiedzUsuńWidzisz lalka? I zostałaś sama. A nie, cichy wielbiciel jeszcze został.
Witold Gombrowicz. Powieść pisana w 1939 roku, jeszcze w przedwrześniowej Polsce. Stron ponad 250, wydanie paryskiej Kultury, tom "Varia". Mogę wziąć do Ulucza.
OdpowiedzUsuńSpieprzaj i odczep się od Kasi!
OdpowiedzUsuńMarcinie, bardzo chętnie, jeśli tylko coś a tego Ulucza wyjdzie. Zresztą i tak postaram się to odnaleźć w bibliotece, zanim Ulucz nam się zdarzy.:)
OdpowiedzUsuńRycerzyk w blogowej zbroi! I w dodatku brzydko pisze.A fe!
OdpowiedzUsuń...O matko i córko!...
OdpowiedzUsuńJakaż tu ostra polemika! =O
Cóż - zawsze wychodziłem z założenia , że
poezji się nie komentuje - bo wszelkie
"analizy" ją zabijają.
Albo się ją przyjmuje, albo nie.
Jeśli coś zachwyca -
czasem , nawet wyjęta z całości fraza-
to czemuż to "kryć" i milczeć,
a innym razem - milczy się
po prostu
lub -
na jakiś temat...
Ale żeby aż takie emocje?..
Z drugiej strony -
takie "soczyste" polemiki
bywają ożywcze - byle tylko nie
dryfowały w "podjazdy" ad personam...
Pięknego weekendu!;)
Nie wiem. Tylko mając nawyk wielokrotnego analizowania tekstu można nabrać doświadczenia. Innej drogi nie ma. Inaczej osiągnie się jakiś pułap umożliwiany przez zdolność kojarzeń słów i się zaczyna dreptac w miejcu, powielać siebie. Czy o to chodzi? Nie namawiałabym do wkuwania na pamięć całej teorii wierszopisania i ślepego stosowania reguł jak leci, ale o pracę nad własnym stylem, autorozwój. Żeby był rozwój, musi być i dyscyplina w zakresie posługiwania się słowem.
OdpowiedzUsuńTu właśnie dochodziło do ataków ad personam, czym jestem zniesmaczona. Autorka powinna usuwać chamskie wypowiedzi.
Dopiszę, że zaglądam tu od tygodnia z ciekawością, bo przeważnie jest miło i ciekawie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCo innego rozpatrywac kuchnie, co innego ukatrupiac wiersza przez co autor chcial powiedziec
OdpowiedzUsuńNie, nie będę usuwać żadnych komentarzy , bo co to da? Nie chciałabym doprowadzić do zamknięcia tego miejsca, niech będzie , że tu "każdy ma swoja historię" .Uczę się pokory.Być może.
OdpowiedzUsuńMarius, nic tak nie pobudza myślenia jak odmienne zdanie;) Pozdrawiam Cię serdecznie, a wycieczki ad personam? No cóż...bywa i tak. Nikt nie jest bez winy.Pozdrawiam serdecznie:) Szczególnie teraz, gdy ta sieć dotyka Cię i Twoją rodzinę tak bardzo.
Anonimie , dopieor sie ucze analizowania.Nigdy nie było we mnie potrzeby analizy. Na zasadzie napisane-zapomniane. A wiesz, co jeste najsmieszniejsze? Że teraz gdy czytam to , co kiedyś napisałam, to kreslę kreśle i gdybym miała to zrobic to rzeczywiście, to nic mi się nie podoba. Ale uczę się.:)
Grażyno, bardzo mi miło:)
Nie odważyłabym się rozpatrywać, co autor miał na myśli, bo to byłoby niemądre, ale przyprawy , naczynia, łyżki drewniane i inne teflony chętnie podglądam i lubię słuchać, jakich sprzętów i narzędzi użyliby inni do sporządzenia danej potrawy:))