piątek, 10 sierpnia 2018

Być jak małż, być jak ptak

Jestem pełna podziwu dla tych, którzy w umieraniu znajdują siły na opisywanie życia, które tli się, nawet jeśli z nadzieją.
Śmierć mojej mamy była dla mnie wyzwaniem, któremu nie podołałam (?). Zamknęłam się jak małż w skorupce i tylko czasem kontrolnie uchylałam wieczka, by drobniutkimi banieczkami powietrza dać znać, że jeszcze żyję.
Dziękuję tym, którzy w przenośni i realnie trzymali mnie za rękę. Nawet mnie nie rozumiejąc, bo przecież najgorsze było za mną, dodawali mi wiary w ludzi. Wołałam do wszystkich świętych,  by mnie umacniali. Niepostrzeżenie głaskali moje skrzydła i obiecywali cichutko, że z czasem znów nauczę się latać.
Potrzebowałam pokory dziecka, który patrzy na rodzica, który został i stara się, by ból samotności nie przytłaczał za mocno. Potem potrzebowałam zajęcia się drobnymi sprawami małego człowieka, który uczy się żyć z dala od rodziców i oswaja swoje tęsknoty.
Dziś jaśniejsze wstają dni.
"Czas nas uczy pogody..."

4 komentarze:

  1. Wczoraj i dziś wizyta z moją Macią u doktorów zaliczona dość dobrze. To znaczy, że przepustka podbita, mogę na tydzień wybrać się na Litwę. Pojazdka nieplanowana, lekko zwariowana. Pojutrze wyruszam. Myślę, że Jagódkę między sosenkami, zbierającą coś tam... wyglądać będę i zobaczę Ją na pewno...

    OdpowiedzUsuń
  2. Będzie dobrze.....powoli wszystko wraca do normy. Myślałam że moja mama po śmierci ojca się nie pozbiera. I nie tyle opłakiwałam jego śmierć, ile jej cierpienie. Widziałam jak się "kurczy", jak jej twarz w zawrotnym tempie pokrywa się bruzdami. Dziś, minęły cztery lata. Mama znów się uśmiecha, znów ma chęci do życia.
    Będzie dobrze.....zobaczysz :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julko, dziękuję. Najtrudniej jest patrzeć na Tatę, który tak tęskni. Ściskam serdecznie:)

      Usuń

Jesteś.To wystarczy.

I tak

 Znikam. Tylko czasem mi żal słów niezapisanych, uśmiechów niepochwyconych. A już za chwilę wielkanocne alleluja. Tymczasem okna straszą. A ...