czwartek, 11 lipca 2013
Terapia z niebycia
Na parę dni pakuję się. Zrobię sobie lato pod namiotem. Sprawdzę, co słychać nad orlewskim opuścikiem (tak tu nazywają spust); przypomnę sobie malachitowy kolor Serw; pospaceruję z kijkami; poganiam psa. Złapię na pewno kilka wschodów nad śluzą, a najważniejsze - poopowiadam siebie sobie samej. Taka terapia z niebycia. Czas poukładania zaczyna się jutro. Jeszcze tylko spakować małą torbę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I tak
Znikam. Tylko czasem mi żal słów niezapisanych, uśmiechów niepochwyconych. A już za chwilę wielkanocne alleluja. Tymczasem okna straszą. A ...
-
nijak jestem opasana słowem coraz trudniej lirycznieć
-
Dziś miałam dużo czasu. Czytałam tutaj. Uroczyście rezygnuję z uczestnictwa w Konkursie na Blog Roku. Jakie licho mnie podkusiło?
-
Anioł stróż wcale nie chodzi za tobą na palcach Szykuje miejsca na zatłoczonych parkingach W kieszeniach starych płaszczy garść monet ukryw...
Ale jak to z niebycia?
OdpowiedzUsuńZ bycia bardzo.
M. , bo jakoś tak, nie żyłam ostatnio, jedynie oddychałam.
UsuńJeśli to niebycie na tym pomoście co powyżej
OdpowiedzUsuńto ja też chcę :)
Niedaleko, Julio, niedaleko :))))
Usuń