Napiłabym się wódki, tylko boję się tej fabrycznej melatoniny, która porami wypływa, a ma mnie przenieść w świat snu, w którym nie będzie przerw na zliczanie minut, ociągających się najchętniej nocą, na łyk wody...
Tylko, czy w ten żar ryzykować alkoholowe fatamorgany?
Piję niewiemktórą szklankę wody. Daleko przede mną, nad mirabelkowym drzewem, dryfuje Matka Boska chłodna jak kamień. Zastanawiam się, kiedy kończy się licentia poetica, a zaczyna bluźnierstwo?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I tak
Znikam. Tylko czasem mi żal słów niezapisanych, uśmiechów niepochwyconych. A już za chwilę wielkanocne alleluja. Tymczasem okna straszą. A ...
-
nijak jestem opasana słowem coraz trudniej lirycznieć
-
Dziś miałam dużo czasu. Czytałam tutaj. Uroczyście rezygnuję z uczestnictwa w Konkursie na Blog Roku. Jakie licho mnie podkusiło?
-
Anioł stróż wcale nie chodzi za tobą na palcach Szykuje miejsca na zatłoczonych parkingach W kieszeniach starych płaszczy garść monet ukryw...
... z Matką Boską od upałów, z tą od chłodnych i wszelakich wizji też :)
OdpowiedzUsuńGandzia Kasiu :))
Gandzia , Czarku, powiadasz?:D
OdpowiedzUsuńOdupałowa;))
Trzeba by spróbować kiedy. Matki Boskiej to ja bym w to nie mieszał, nawet tej Alkoholowej, bo nieboszczka bezwiednie ześle łaskę kaca, albo nic nie ześle. Bóg obdarzył nas upałem i się wypiął.
OdpowiedzUsuńGandzia natomiast to owoc ziemi pracy i zaradności człowieczej.
Jest nadzieja.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
OdpowiedzUsuńRaczej już nie spróbuję.
Im więcej mam lat ,tym więcej we mnie ostrożności. A może to wygodnictwo, kto wie?
Brać to, co oswojone, nowemu nie mówić nie, ale jak najmniej ryzykować;)