wracam do mego nieba
szczytów drzew wychłostanych wiatrem
balkonowych zapatrzeń
w których tyle mnie
ile migawce pozwolę uchwycić
na parapecie przysiada grudzień
zdziwiony bezśnieżnym oddechem
za chwilę mocne postanowienia
wezmą nowy rok w uściski
dom z goździków i mgły
coraz więcej pragnień mieści
otwieram bezgłośnie usta
choinka płonie od marzeń
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I tak
Znikam. Tylko czasem mi żal słów niezapisanych, uśmiechów niepochwyconych. A już za chwilę wielkanocne alleluja. Tymczasem okna straszą. A ...
-
nijak jestem opasana słowem coraz trudniej lirycznieć
-
Dziś miałam dużo czasu. Czytałam tutaj. Uroczyście rezygnuję z uczestnictwa w Konkursie na Blog Roku. Jakie licho mnie podkusiło?
-
Anioł stróż wcale nie chodzi za tobą na palcach Szykuje miejsca na zatłoczonych parkingach W kieszeniach starych płaszczy garść monet ukryw...
Ukoiłaś mnie chwilowo pozytywnie tym wierszem. Dziękuję Słodka :)
OdpowiedzUsuńKopaczu, jakże dawno Cię tu nie widziałam. Cieszę się, że mi się udało, choć na chwilę:)
OdpowiedzUsuń