środa, 21 grudnia 2011

Wracam

wracam do mego nieba
szczytów drzew wychłostanych wiatrem
balkonowych zapatrzeń
w których tyle mnie
ile migawce pozwolę uchwycić
na parapecie przysiada grudzień
zdziwiony bezśnieżnym oddechem
za chwilę mocne postanowienia
wezmą nowy rok w uściski
dom z goździków i mgły
coraz więcej pragnień mieści
otwieram bezgłośnie usta
choinka płonie od marzeń

2 komentarze:

  1. Ukoiłaś mnie chwilowo pozytywnie tym wierszem. Dziękuję Słodka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kopaczu, jakże dawno Cię tu nie widziałam. Cieszę się, że mi się udało, choć na chwilę:)

    OdpowiedzUsuń

Jesteś.To wystarczy.

I tak

 Znikam. Tylko czasem mi żal słów niezapisanych, uśmiechów niepochwyconych. A już za chwilę wielkanocne alleluja. Tymczasem okna straszą. A ...